Menu bloga

Najnowsze wpisy

Leica M10 - przezroczystość

1770 Zobacz 1 Liked

Doskonały aparat fotograficzny powinien moim zdaniem mieć kilka cech, które z osobna można znaleźć w różnych do tej pory produkowanych konstrukcjach, ale nie znalazłem dotąd połączenia idealnego.
Po pierwsze, aparat powinien być „przezroczysty” w działaniu, tak żeby fotograf skupił się na fotografowaniu a nie obsłudze sprzętu. Po drugie, zarówno korpus jak i obiektywy muszą być niewielkie, nie rzucające się w oczy. Po trzecie, jakość wykonania sprzętu, doskonałość optyczna obiektywów jak i osiągi matrycy niech stoją na jak najwyższym poziomie, żeby nie być zmuszonym do wymiany sprzętu w perspektywie niewielu lat. Półki zarówno stacjonarnych jak i internetowych sklepów fotograficznych uginają się od dziesiątek czy raczej setek aparatów fotograficznych przeróżnych konstrukcji, zatem co wybrać? Chciałbym napisać o aparacie, któremu moim zdaniem najbliżej do nakreślonego powyżej ideału. Nie będzie to sprzęt uniwersalny, w jego systemie trudno będzie znaleźć nie tylko obiektyw 600mm f/4 ale nawet i 200mm. Nie ma tam ani jednego zooma (choć jest konstrukcja w pewnym stopniu zbliżona i zowie się Tri-Elmar). Niespecjalnie nadaje się do makrofotografii, a ostrość trzeba nastawiać ręcznie bo producent „zapomniał” o autofokusie. Również filmu nim nie nakręcimy. Nie jest to nawet – o zgrozo – lustrzanka! Ani bezlusterkowiec…

Poznajcie Leicę M10, aparat dalmierzowy, prawdziwego dinozaura w świecie fotografii. Zasada konstrukcyjna nie zmieniła się od lat 20 ubiegłego wieku, a wygląd od lat 50. Leica Camera AG zawsze była firmą stosunkowo niewielką, przed II wojną awangardową, a od lat 60 XXw. coraz bardziej niszową. Spokojnie przetrwała rewolucję automatycznego ustawiania ostrości lat 80-90 po prostu ją ignorując, natomiast kolejna cyfrowa rewolucja stanowiła dla firmy być albo nie być na rynku fotograficznym. I nie mając innego wyjścia Leica musiała stać się częścią tej rewolucji. O pierwszym cyfrowym aparacie ich głównej linii, Leicy M8 pewnie woleliby w Wetzlar zapomnieć; nie była to szczególnie udana konstrukcja ani pod względem obsługi ani osiągów matrycy jak i tego, że przez rozmiar przetwornika (APS-H, tzw. crop 1,3x) cała plejada doskonałych obiektywów ultraszerokokątnych przestała już takimi być. Ale po M8 przyszły kolejne udoskonalone modele, a najnowszy z nich to zaprezentowany już rok temu model M10.



Najnowsza „eMka” budzi zaufanie solidnością konstrukcji, a przy tym jej gabaryty zostały zmniejszone względem cyfrowych poprzedniczek i bardziej przypomina ona konstrukcje projektowane na błonę fotograficzną. Znalazł się tu cały szereg usprawnień. Pierwszym elementem który zwraca uwagę jest nowe pokrętło zmiany czułości ISO które zgrabnie nawiązuje wyglądem do pokrętła zwijania filmu i dodatkowo umieszczono je dokładnie w tym samym miejscu. Nowa jest też konstrukcja celownika, ma teraz większe powiększenie (0,73x) i zwiększono tzw. punkt oczny: jest to ukłon w stronę okularników takich jak ja. Nowy i o większej rozdzielczości ekran jest pokryty szkłem Gorilla Glass chroniącym przed zarysowaniem. Zmieniono także menu i jego „guzikologię”. Sekcja zasilania otrzymała pojemniejszy akumulator pozwalający na zrobienie większej liczby zdjęć na jednym ładowaniu, moduł WiFi pozwala na transmisję zdjęć bezpośrednio do iPhone’a oraz na sterowanie przez smartfon funkcjami aparatu, nowy procesor obrazowy i zwiększony bufor pamięci pozwalają na zapis kilkudziesięciu zdjęć z szybkością 5 kl./s. Matryca o rozdzielczości 24 megapikseli ma rozszerzony zakres czułości a specjalnie zaprojektowany filtr umieszczony przed przetwornikiem minimalizuje degradację obrazu na brzegach kadru obecną zwłaszcza w obiektywach szerokokątnych. Nowa migawka została lepiej wyciszona. Mógłbym tak jeszcze wymieniać długo ale chociaż są to informacje o których można przeczytać w specyfikacjach i fabrycznych opisach to ich przytoczenie przeze mnie ma uzmysłowić jeden fakt: istotą działań firmy Leica jest ewolucja, dążenie do doskonałości i nie odcinanie się od przeszłości. Tak jest teraz, ponieważ w początkach działalności firma pana Ernsta Leitza wykazywała się bardziej buntowniczym charakterem.





Do tej pory napisałem sporo słów o technikaliach ale ani jednego JAKIM aparatem jest Leica M10. Cóż, nie chce się go wypuszczać z rąk. Celownik dalmierzowy doskonale ułatwia ustawianie ostrości i nawet niewprawnym osobom łatwo się nauczyć jego prawidłowej i szybkiej obsługi. Obraz jest zawsze jasny i kontrastowy a w odróżnieniu od innych aparatów patrząc przez celownik możemy podejrzeć nie tylko fotografowany kadr ale również jego otoczenie. Ramki obiektywów są wyświetlane parami zgodnie z wybraną ogniskową lecz za pomocą dźwigni na przedniej ściance możemy sobie wyświetlić inną parę i wstępnie skomponować kadr jeszcze przed zmianą obiektywu; moim zdaniem to świetne rozwiązanie.

Prostota obsługi jest relaksująca. Jeśli fotografujemy w tzw. manualu jeden rzut oka na nawet wyłączony aparat pozwala zapoznać się z ustawioną wartością przysłony, czasu otwarcia migawki oraz czułości.
Bezpośredni dostęp do pierścienia przysłon i gałek czasów oraz czułości sprawia że naprawdę rzadko odczuwamy ochotę na grzebanie po menu aparatu. Korpus pomimo braku mocno ukształtowanego gripa dzięki fakturze materiału który go pokrywa nie ma tendencji do wyślizgiwania się z dłoni. Dźwięk migawki jest cichy i nie zwracający uwagi postronnych. Wszystkie elementy ruchome pracują z należytym (nie za dużym) oporem i absolutnie bez luzów. Trwała magnezowo-aluminiowa obudowa oraz uszczelnienia dają podstawy sądzić że aparat będzie służył długo i nie zawiedzie nawet w trudnych warunkach. Obiektywy w większości przypadków są znacząco mniejsze od ich lustrzankowych odpowiedników i w połączeniu z niepozornym korpusem M10 świetnie nadają się do praktykowania fotografii ulicznej bez budzenia niezdrowej sensacji w otoczeniu. Właśnie te niewielkie rozmiary również przesądzają o tym że zdecydowanie częściej ma się ochotę zabrać ze sobą Leicę niż jakąkolwiek lustrzankę. W użytkowaniu czuć wspomniany na wstępie efekt przezroczystości, aparat zdaje się być przedłużeniem ręki i oka fotografa. 





Czy Leica M10 to sprzęt uniwersalny? Z całą pewnością nie, z racji zainteresowań czy też charakteru pracy zarobkowej część zawodowo parającej się fotografią braci nawet na nią nie spojrzy.
Czy jest to aparat doskonały? Również nie, choć nie tak wiele mu brakuje. Właściwie irytuje mnie w nim tylko stosunkowo długi czas uruchamiania (coś nieobecnego w Leicach na film) dodatkowo zależny od rodzaju karty SD.
Choć trzeba przyznać, że korzystając z dobrodziejstw pojemnej baterii można nie wyłączać aparatu przez dłuższy czas tylko pozwolić mu usypiać, wybudzanie jest błyskawiczne. I świetną rzeczą byłaby korekcja dioptryczna wbudowana w celownik, bo nie lubię fotografować w okularach. Mimo że można zamówić soczewkę wkręcaną w wizjer to jednak taką korekcję miały nawet niektóre Zorki. Należy podkreślić bardzo dobrą ogólną jakość nowej matrycy i jej dobrą współpracę nawet ze starszymi obiektywami szerokokątnymi co z pewnością jest zasługą m.in. specjalnego filtra w jej budowie. Oczywiście pełnię możliwości matryca pokazuje z najnowszymi szkłami zaprojektowanymi już na potrzeby fotografii cyfrowej. Na pewno docenią ten aparat fotografowie tzw. street i wszyscy inni, którzy potrzebują dyskretnego aparatu; takiego aparatu, którego podniesienie do oka nie budzi sensacji w całej dzielnicy. Osobną sprawą jest kwota którą trzeba za Leicę zapłacić i nie sprowadza się to tylko do ceny korpusu. Ale dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają. 

Czy poleciłbym zakup Leicy M10? Zdecydowanie tak, choć sam z lekkim westchnieniem wracam do fotografowania swoją lustrzanką, a dalmierzówka wraca do autoryzowanego sklepu fotograficznego Leica. Testowanie M10 to była prawdziwa przyjemność.



Tekst Miłosz Gawroński
E-OKO Autoryzowany Sklep Fotograficzny Leica

Opublikowany w: Wszystkie wpisy